kołysanka
Palmy z blaszanej puszki skręcone w pień, cięte po liściach, w liście, i te
drugie, niedokładne, te zniszczone odległością, bez przewodów pokarmowych - w
ciemności wracają do siebie w zielone światło fosforu. A na otwartej dłoni jest
dom. Płomień ogrzewa wnętrze, dłoń zgina się miękko - są narodziny muszli, w
której szumi krew. Razem z krwią płynie światło. Nietknięte światłem czekają
ukrycia ryb, ziemie pereł. Pasma roślin, kłącza rozwijane w zamkniętych oczach.
Odebrane ciemności, pną się na drgający brzeg. Co przyjmuje, co oddala, nie jest
głębią, nie jest ruchem, kołysaniem - to są przyjścia i odejścia w wielką ciszę.
Rozpięty pomiędzy ścianami kawałek syczącej zieleni.
Krystyna Miłobędzka
Miłobędzka. Jestem zachwycona!
OdpowiedzUsuńTaak, i ja bardzo lubię! Ostatnio sięgam po te wiersze w szczególnym językowym skupieniu, które mi do nich bardzo pasuje...
OdpowiedzUsuń