Śniła mi się Ameryka, wielka i przepastna, jakiej nie znam,
i w której nigdy nie byłam. Przestrzeń „Ameryki” Jeana Baudrillarda, która to kiedyś
książka przeze mnie czytana w prawdziwej klitce akademika, zdawała się ją
rozpychać i rozdmuchiwać samym opisem drogi i bezkresu po jej bokach. Gdzie tu
jest ruch, gdzie poezja? Stoję przecież i nie mogę się nadziwić. Droga, po
której nikt jeszcze nie jeździ.
Tam w dali idzie pies, którego widać było przez
kilka minut z mostu. Potem wsiąkł i przepadł w kolorze asfaltu. Gdzie idzie ten
pies? Sam! Przed siebie. Kogo on tam szuka, czy kogoś zgubił? Na swoich czterech
nogach. Nie mogę uwierzyć, że w miejscu łąk
i pól jest teraz ta oto droga. Kto jeszcze tak się dziwił zmianom w jego najbliższym
krajobrazie/kogo to jeszcze obchodziło? Ten nierozważny tatuaż zostanie już
tutaj na zawsze, nie do usunięcia. Moje myśli podążają jednak za psem. Patrzymy
na siebie i okazuje się, że mamy podobne dusze. Z tą samą metką. To nie takie
łatwe znaleźć „swojego” w mrowisku pozorów i przyzwyczajeń, nieporozumień i
błahostek zwykłego tu i tam, z dnia na dzień.... A tutaj jest. (Jak pole
macierzanki w najmniej spodziewanym zakątku lasu – odkryłam, wracając). Mój
uśmiech dodaje mu otuchy, Jego wzrok otwiera moje zaciśnięte policzki.
a gdzież to taka autostrada w budowie?
OdpowiedzUsuńEch, w lubuskim... W okolicy MRU-taki punkt rozpoznawczy.
OdpowiedzUsuńCiekawy dopisek do fotografii.
OdpowiedzUsuńZdjęcie przypomina mi... kadr(y) z wczesnych filmów Kim Ki-duka.
Tak? Muszę poznać, nigdy nie widziałam. Miło mi tu bardzo Ciebie spotykać!:)
OdpowiedzUsuń